Bucza|

Rośnie, spazma rośnie
rozbrzmiewa po moim ciele
a ja naga unoszę się tak wysoko...
Do gwiazd, lewituję w obłokach nad niebem

spływa Twoja krew, kiedym ja jest blada
porost to wyobrażenie, wszystko spada
biegną na siebie, rozrywają czaszki
słowa mówią wiele, najwięcej czynami

ale widzę tylko czerwień
i róże oblane deszczem niepodległej
chcę ją zmyć, mieszam wodę z solą
nie mam jej za dużo, czuję całą sobą

zaboli, oczyszczę, a może urośniesz
i polana znowu zakwitnie nad Wami
wszyscy, którzy leżą, bo życie oddali
Wy wszyscy będziecie polnymi kwiatami...
 

W powiewie wiatru pokazywać piękno
delikatność, odwagę, miłość i jedność
gdy strzelali w braci oczęta ołowiem
zemścijcie się dając nieznane im "z Bogiem"

by przyjrzeć się mogli wnucząt spojrzeniami
jak piękna wyrosła polana z kwiatami


na sercach tych, którzy kochali za mocno
przez ciała tych, którzy zabrali im godność

mieli przecież włosy w kolorze hebanu
gęste, tak jak każdy las, rzadsze od skautów
marzenia ubrane w kolorowe dziewczę
która niegdyś sypiała w willi, dziś śpi w metrze

można mówić o strzałce czasu, obszarze przeszłości
absolutnych przyczyn teraźniejszych zdarzeń
ale nikt nie spodziewał się, że jeszcze można
rozbierać niewinnych z najdrobniejszych marzeń

miasto rozerwane, kiedy wołam, wołam, ale krzyk mój nosi się pustką, już nie wiem
czy inni nie słyszą, bo świat jest iluzją i jestem w nim sama, czy wolą być cieniem...
Proszę, oby pierwsze, by była nadzieja
że człowiekiem można być dla człowieka

i nie zastąpili nas ludzie z otchłani
Ci ludzie zabiją nieboskłon deskami
a przecież żyć chcemy
pomiędzy gwiazdami...

dawać sobie kwiaty, nie na pogrzeb jaki
wtapiać oczy z miłością w siebie tylko, za nic
dopuścić, by krew się lała za mocno;
pielęgnujmy kwiaty. One dalej rosną...

Zamglone oczy

Zamglone oczy widzą strach
co czujemy, kiedy jesteśmy sami
co możemy zdzierżyć, kiedy latami
stare siły są z nami, nie każą ich przeżyć

wielka przestrzeń mała, żeby się w niej zmieścić
wielka przestrzeń większe ma serce, gdy wierzysz
wielka przestrzeń chłodna, tak jak oczy za mgłą
ciągle boli ją głowa, ale nigdy na darmo

szare domy są brudne od łez, wspomnień, procentów
szare domy to czyściec, nie zbawią nas od grzechów
"wszystkie diabły są tutaj"- śpiewa panicz wstawiony
wszystkie diabły są tutaj, anioł nie ma już głowy

historia wciąż się pisze na czystym pergaminie
jakby bała się zbrudzić, myśleć że czas ją zwinie
pod zamglone spojrzenia wielu zamglonych oczu
szare są myśli ludzi, co patrzą z szarych domów

ciężkie ciśnienie spycha, ciąży więc grawitacja
czaszka zmiażdżona boli, chyba że to jest prawda
serce brudne od kłamstwa, krew spaczona od leków
szary świat chcą oglądać cięte powieki wieków.

Kwadraty |

Różowe kwadraty
niebieskie kwadraty
żółte kwadraty
cytryna i śmiech

wcześniej pół tabletki ukołysze męki
czy w piekle znaczenie ma powód i wiek?
Żyjemy za szybko, umieramy w trakcie
i odejść nam szkoda na ostatek, dreszcz

w istocie i w prawdzie, gdy składamy w darze
nadzieję, lecz na co? Piętnuje nas wieszcz.
O Stwórco, jeżeli to czytasz, to przestań!
Wszak piszę do ludzi, których ranisz, wiesz?

Człowieku bez wiary, jeżeli to czytasz
to zapuść korzenie na niebie, wśród tęcz...
I jeżeli nie lubisz pływać, to proszę
popłyńmy, by w mieście utopił nas deszcz

i jeżeli nie lubisz ciszy, w porządku
każdy ryk zmarłego wezwie dziatka też.
Palimy ziemię pod gwiazdami, wpadka
zero zero zero, bo to właśnie jest

zaległy krzyk, którego nie wydusiłeś
i dobry żart, który utknął w gardle gdzieś
wręcz nieme wyznanie, kiedy zrozumiałaś
że być, to nie znaczy nic, a zwłaszcza chcieć

różowe kwadraty
niebieskie kwadraty
żółte kwadraty
cytryna i śmiech

tak właśnie się dzieje, gdy spadasz pomiędzy
być, nie być
czuć, nie czuć
zaistnieć lub chcieć.


Bytomska 268b |

Jesteś gdzieś, jak wszystkie kolory świata
rewolucyjna etiuda Chopina- piękna
rozbrzmiewasz na wietrze, gdzie on widzi bezsens
nareszcie wiem: za oknem, w domu- jak ja

szukałam Cię, śnie o Paryżu, tak długo
mogłabym powiedzieć, że byłeś mi zgubą
szukałam Cię, śnie o Paryżu, po stokroć
powiem, że nie szkoda mi czasu na wolność

jesteś gdzieś na krańcach Bytomskiej ulicy
wyglądasz zza okna tuż koło dziewczynki
i jesteś czymś więcej, i jesteś kimś więcej
niźli pożegnalnym snem Santa Moniki

szukałam Cię, gwiazdo polarna, na niebie
nocą wychodząc na garaż wraz z tatą
zrywałam też wiśnie, często niedojrzałe
dla kaprysu gorsze rzucając sąsiadom

wielki owczarek o imieniu Misiek
uwielbiał przesiadywać ze mną na dachu
opierał swój mokry nos lekko o szybę
lecz mama wolała czystość, o poranku

pamiętam też wielką trawę, długą rurę
szłam tędy do szkoły, mgła była chmurami
więc to może nimi tam dolatywałam
bom nigdy na ziemi nie stała nogami

samotne dziecko, Waculika dziesięć
tam pierwszy raz usłyszało "masz to coś"
i wielkie pióro dotknęło ramienia
potem w wielkim piórze posiadało broń

ale ciągle jesteś gdzieś, wszystkie kolory
na Armii Krajowej poszli w swoje strony
wszyscy, tylko ono jedno poleciało
na mgle, nie raczyło męczyć swoich nóg

szukałam Cię, śnie o Paryżu, tak długo
mogłabym powiedzieć, że byłeś mi zgubą
szukałam Cię, śnie o Paryżu, po stokroć
powiem, że nie szkoda mi czasu na wolność

jesteś gdzieś, w sercu
jesteś, w melodii
utrzymam serce więc
i będę grać

nie jestem jak szkodnik
nie chcę Cię upodlić
będę dbać o pamięć
przy Tobie chcę trwać.

Danse Macabre |

Tańczą kości, wapnem sypią, dookoła miszmasz
tańcem uderzają w ściany, uderza ten rytm w nas
ciało wychodzi na zewnątrz garściami, jest bez szans
kiedy my spadamy lecąc przed gwiazdami przez czas

palisz mnie każdą z możliwych możliwości, jak kwas
jestem wielkim niewolnikiem pasji, działam jak chwast
to ta implikacja czyni ze mnie bestię bez wad
chcę móc zlizać tę truciznę z Ciebie, więc ją mi daj

niechaj spłynie po tej twarzy lepka ciecz, oczyści
ja wystawię język chcąc ugasić brudne myśli
przepalają skórę, tańczą kości dzisiaj z nami
ponieważ czaszka wykrzywia zęby bataliami

połóż w swojej wannie, zatop mnie w szarości
mokre włosy odrzuć, wyparują w cień
przytnij miękką skórę, lekką jak aksamit
obojczyki odsłonięte są dla Ciebie jak cel

ochrzcij mnie nagością tego co już było
chcę móc krzyczeć jeszcze wśród zwęglonych chmur
chcę móc krzyczeć więcej więc piszę poezję
zatapiając pióro we krwi swoich róż.

Tonę|

Tonę w ich spojrzeniach, dajcie mi oddychać
odblokujcie myśli, z których kapie wstyd
tonę w ich marzeniach, które niespełnione
są spuszczone w ściekach, umarły ich dni

pełna chwały przeszłość uciekła. Jak mogła?
Pełna chwały wielkość jest daleko już
a ja stoję w miejscu sama, nie samotna
to zasługa serca, w którym bywał nóż

jest to nieroztropne, mieszać pestki wiosłem
ale jak popłynąć mam inaczej, jak?
chciałam tylko błyszczeć, więc zostałam gwiazdą
potem czarną dziurą, tak zamrażam czas

nie wiem czy to zboże mnie tu przywróciło
czy krzyk Twój z przeszłości, to nieważne, wiesz
jestem teraz obcym, owoc więc poproszę
i z raju odejdę- wiatr nie ten ma świst

nie ten tu świt nastał, co w Twoich ramionach
nie ta noc, a plejad też inny jest duch
byłaś mi fortecą, teraz tu ruiny
tak ładnie wtapiają się, choć służą złu

odchodzę więc
szepczę szorstkie pożegnanie
już mnie nie zobaczysz
w czasie tym i tu

to wszystko minęło
to wszystko to przeszłość
teraz widzę większość źle wybranych
dróg

Żyć szybko, umierać młodo |

Sto trzydzieści na minutę to za mało, wierz mi
serce ściga się ze sobą byle tylko przeżyć
za daleko ma do Ciebie więc stale przyśpiesza
czy spragnione zdąży, czy czas zacznie mu uciekać?

Sto trzydzieści na minutę to za mało, wierz mi
oczy są jak skała więc wytrwałość muszą dzierżyć
umysł nieprzytomny po tych dawkach końskich, Soma
wypiłam butelki trzy, wciąż nie usypiam, szkoda

sto trzydzieści na minutę to za mało, wierz mi
tyle rzeczy do zrobienia, gdzie świat je pomieści?
Każda półka elegancko stoi razem z wnętrzem
chociaż mam bałagan, ma bałagan wątła przestrzeń

sto trzydzieści na minutę, to za mało, wierz mi
chciałabym móc biec z innymi, z nimi mam gdzie mierzyć
chaos, chaos, chaos, krzyczy w głowie każda z myśli
wagon wypadł z toru, wagon wypadł, lecą iskry

sto trzydzieści na minutę, czuję chłód, choć biegnę
więdnie każdy z kwiatów, który postawiono wcześniej
mięknie moje serce, które biegnie po tych trupach
chciałabym móc oddać hołd, lecz misja wzywa, czuwaj

sto trzydzieści na minutę, serce trochę zwalnia
gdy w Twoich ramionach mieszczą się gwiazdy, ich światła
Ty mi dajesz spokój i dawaj go dużo więcej
kocham Ciebie skarbie, uciekniemy razem jeszcze

sto trzydzieści na minutę
jestem już zmęczona
serce chce biec dalej
choć spocona moja głowa

sto trzydzieści na minutę
dalej lecą iskry
i wciąż spać nie umiem
nie mnie dano być jak wszyscy...

Misja|

Mamo, posłuchaj, dziś lecę na misję
gdzieś pomiędzy gwiazdy, gdzie może być strasznie
i choć czuję spokój, może nawet szczęście
wiem, że dzisiejszej nocy już raczej nie zasnę

Tato, posłuchaj i otwórz serce
jest wielkie, a ja wiem, że jest w nim coś więcej
pokochaj każdego i pomóż każdemu
tak jakbyś we wszystkich miał ujrzeć mą twarz

Skarbie, to mój ostatni dzień na Ziemi
ale to nie jest nasze pożegnanie
wszakże moje serce zostanie powieścią
naszych wiecznych, niedoścignionych już dni

Ty byłaś tą, która pocieszała wszystkich
w międzyczasie chowając w uśmiechu smutek
dzisiaj ja przychodzę każdą z łez Ci zetrzeć
już nie jesteś sama, odwagi to skutek

już trochę za dużo w zbyt krótkim czasie
dlatego wciąż myślę o tych naszych polach
które odkrywałaś, gdy się wdrapywałaś
po licznych pagórków spiętrzonych stokach

malowniczym niebie, które grzało skórę


teraz widzę ciemność, chyba mnie zabrała
dałaś mi w prezencie szczęście aż zbyt wielkie
bo wciąż stoję patrząc w Zieleń oniemiała

więc jeśli to czytasz, to jest już za późno


i nóż wypadł z ręki, a z głowy marzenia
ponieważ wolałam wciąż wciągać cyferki
choć z duszy leciały piękne wyrażenia

nie wiem, czy to dziennik jest, chyba możliwe


albo przeczucie zesłane przez Ducha
ale już Stanisław wyczekuje w kącie
Wszechświecie mój, witaj. Dwa pięć pięć, wyruszam.